piątek, 25 czerwca 2010

Jak najmniej przegrać

Ostatnie mecze grupowe to zazwyczaj niezwykle ciekawe widowiska z tego względu, że zwykle 3 z 4 zespołów z grupy ciągle mają szansę na awans do fazy pucharowej. Nie ma wtedy miejsca na asekuracje, drużyny którym brakuje punktu lub bramki do awansu grają otarcie i ultraofensywnie, co cieszy oko każdego kibica. Walka trwa do ostatnich sekund, a takie mecze na długo zapadają w pamięć widza. Niestety jak napisałem kilka linijek wyżej - "zazwyczaj". Ostatnimi dniami obejrzałem dwa mecze drużyn walczących o awans i żadne ze spotkań nie było takie jak napisałem powyżej. Pierwsze to Argentyna - Grecja. Synowie Hellady powinni byli sobie żyły wypruwać, byleby tylko zachować cień szansy na awans. W równoległym meczu konkurująca z nimi Korea też nie mogła być pewna awansu. Co więc zrobili Grecy? Postanowili jak najmniej z Argentyną przegrać... Nie od dziś wiadomo, że Grecy potrafią grać defensywnie i zadowalać się przypadkowymi zwycięstwami 1:0, ale w takiej sytuacji mogliby chociaż spróbować.
Drugi taki mecz to Agnlia - Słowenia. Zawiedli Ci ostatni. Zamiast zagwarantować sobie awans choćby remisem, postanowili nisko przegrać i liczyć na kłopoty Amerykanów w meczu równoległym. Przeliczyli się i 5 sekund po tym, jak skończył się ich mecz z Anglią, dowiedzieli się, że Jankesi właśnie co wbili gola Algierczykom. W ogóle nie jest mi żal Słoweńców. Sami sobie na to zasłużyli.
Efekt jest więc taki, że dwie bojaźliwe drużyny z turnieju odpadły. I jest to zdecydowanie sprawiedliwe, bo po co mielibyśmy oglądać bojaźliwe drużyny w fazie pucharowej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz