Półfinał Niemcy-Hiszpania oglądałem na wielkim telebimie w ojczyźnie Schweinsteigera wśród 3000 kibiców niemieckich. Hiszpanii kibicowałem tylko ja i kilkuosobowa grupka turystów z półwyspu Iberyjskiego. W Niemczech atmosfera przed tym meczem była naprawdę gorąca. Cały kraj ogarnęła gorączka na punkcie Team2010 – drużyny Loewa na mundialu. W telewizji niekończące się wywiady z piłkarzami i trenerem, na ulicach średnio co trzeci samochód przyzdobiony czarno-czerwono-żółtą flagą narodową, a przed ekranem zasiadają nawet Ci, których na codzień futbol nie interesuje. Trochę trudno to wszystko zrozumieć Polakowi, bo przecież z polskiego punktu widzenia Niemcy powinni być już do sukcesów swojej drużyny przyzwyczajeni. Ale taki jest sport – przeszłość to przeszłość i dlatego Niemcy są pełni euforii jakby ich drużyna po raz pierwszy od dekady znalazła się w półfinale wielkiego turnieju. Nieważne że są wicemistrzami świata z 2002 roku i brązowymi medalistami mundialu 2006, no i wicemistrzami Europy sprzed dwóch lat... Prasa donosi, że podobna gorączka panuje w Hiszpanii. W ich przypadku to jednak zrozumiałe, bo Hiszpania nigdy w finale mundialu nie była, a w historii zasłynęła z pięknego przegrywania, pomimo silnej reprezentacji.
W trzech z pięciu meczów na mundialu niemiecka drużyna wbiła przeciwnikom 4 gole, w tym Anglii i Argentynie. Czego innego mogli więc oczekiwać nimieccy kibice, niż wyrazistego zwycięstwa nad Hiszpanią? Jasno precyzowali swoje stanowisko - chcemy ponownie czterodaniowej uczty! Wszystko miało być rzecz jasna przyprawione szczyptą zemsty za finał sprzed dwóch lat.
Jakież było ich zdziwienie, gdy minuty mijały, a bezustannie atakowała Hiszpania. Piłkarzom znad Łaby w ogóle nie w głowie był atak. Trudno odgadnąć, w jaki sposób Joachim Loew obrał taktykę na ten mecz, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że posłuchał się Ottmara Hitzfelda, trenera Szwajcarii. Drużyna byłego szkoleniowca Borussi i Bayernu jako jedyna, jak dotąd, znalzła w RPA sposób na Hiszpanów. Dzień przed meczem w prasie można było przeczytać, jakich rad udzielał Hitzfeld Niemcom. I wygląda na to, że Loew go posłuchał. Niemcy zagrali ultradefensywnie, podobnie jak Szwajcaria czekając na jeden jedyny błąd Hiszpanów. Ale takowy się nie zdarzył. Niemieccy kibice z gorącego wulkanu z każdą minutą przeistaczali się w zastygłą lawę. Ich pupile nie dawali im powodów do radości, bo nie przyzwyczaili ich do gry ultradefensywnej i niemocy. Punktem kulminacyjnym był kwadrans między 60. a 75. minutą, kiedy to niemieccy piłkarze mieli kłopot nawet z wyjściem z własnej połowy boiska. Wtedy to niemieccy kibice ironicznie zaczęli wiwatować, gdy udało się dłużej niż kilka sekund przetrzymać piłkę na połowie Hiszpanów. Plan Hitzfelda-Loewa był skuteczny do 75. minuty. Wprawdzie nie udało się wykorzystać dwóch klarownych kontr, ale ciągle utrzymywał się bezbramkowy remis, co przybliżało szansę na rzuty karne, w których Niemcy są świetni. Wtedy jednak dał o sobie znać jeden z najbardziej charyzmatycznych piłkarzy z półwyspu Iberyjksiego – Puyol. Czasu na wyrównanie wyniku było dość sporo, ale Niemcy zaprogramowani tego dnia na defensywę, nie potrafili nagle przełączyć się w tryb ataku totalnego. Ich marzenie o złocie w RPA skończyło się. Ale ich piękny sen, wbrew pozorom, trwa dalej. W sobotę czeka ich mecz o brąz, na który bez wątpienia zasługują. Na finał nie zasłużyli.
Tuż przed pierwszym gwizdkiem miałem sposobność zamienić kilka słów z niemieckimi kibicami. Uderzający był ich pragamtyzm i obiektywizm. Przyznali, że nie czują żalu za przegrany półfinał w roku 2006 i finał 2008, bo zdają sobie sprawę, że byli wówczas obiektywnie słabsi. Do wczoraj jeszcze sądzili, że tym razem jest inaczej i to niemiecka drużyna jest najlepszą na tym turnieju. Po 90 minutach z Hiszpanią musieli zmienić zdanie. I znów nie wydają się być jakoś strasznie przytłoczeni porażką. Wygrali lepsi.
czwartek, 8 lipca 2010
wtorek, 29 czerwca 2010
Wrażenia z meczu 1/8 finału: Japonia - Paragwaj
Gra piłkarzy obu drużyn bezustannie pchała mnie w objęcia Hypnosa, w związku czym przez całe 120 bezbramkowych minut przysypiałem. Za relację i komentarz wystarczy jeśli napiszę, że w karnych wygrali Paragwajczycy 5:3. I kropka.
niedziela, 27 czerwca 2010
Football is NOT coming home
Anglicy za burtą. Moim zdaniem w zupełności zasłużenie. W czterech meczach rozegranych na tym mundialu nie pokazali ani kawałka porządnego futbolu. Bezbramkowy remis z Algierią? Remis z USA? Wymęczone, najmniejsze z możliwych zwycięstwo ze Słowenią? To osiągnięcia drużyny, która nie może na mundialu zajść dalej niż do 1/8 finału. Mimo całej mojej sympatii (nie za dużej, ale mimo wszystko) dla Wyspiarzy, nie należał im się ćwierćfinał. Nawet jeśli przyjąć by, że Green nie wpuszcza babola, a po strzale Lamparda piłka trzepocze w siatce bramki Niemców, zamiast z niej wylecieć, to dla mnie nie zmieniłoby całościowego obrazu gry reprezentacji Anglii w RPA.
Mundial w Afryce pokazał wg mnie dwie słabości Anglików. Pierwsza to brak zgrania oraz przygotowania taktycznego do Mistrzostw. Anglicy wyglądali jakby się zupełnie nie znali. Żadnych akcji kombinacyjnych czy wyćwiczonych zagrań dwój- i trójkowych. Do tego Capello i jego asystenci nie odwalili dobrej roboty jeśli chodzi o rozpracowanie przeciwnika. Druga słabość to wg mnie jakość piłkarzy. Rooney (wprawdzie na mundialu bez formy), Gerrard, Lampard, Terry to światowa czołówka, ale pozostali to przeciętniacy, którzy być może wyróżniają się, ale tylko w Premier League. Jeśli Crouch, Heskey i Defoe to najlepsi napastnicy angielscy, a Milner to najlepszy prawoskrzydłowy z Wysp, to Anglicy nie mieli aż tak silnego składu, jak ogłaszali jeszcze na początku czerwca. Wprawdzie nawet ze średnich piłkarzy można stworzyć świetny zespół na miarę mistrza, ale jak już napisałem wyżej - Capello nie dał rady. Reasumując - jak głosi tytuł tego posta - futbol nie wróci do krainy, z której się wywodzi...
Mundial w Afryce pokazał wg mnie dwie słabości Anglików. Pierwsza to brak zgrania oraz przygotowania taktycznego do Mistrzostw. Anglicy wyglądali jakby się zupełnie nie znali. Żadnych akcji kombinacyjnych czy wyćwiczonych zagrań dwój- i trójkowych. Do tego Capello i jego asystenci nie odwalili dobrej roboty jeśli chodzi o rozpracowanie przeciwnika. Druga słabość to wg mnie jakość piłkarzy. Rooney (wprawdzie na mundialu bez formy), Gerrard, Lampard, Terry to światowa czołówka, ale pozostali to przeciętniacy, którzy być może wyróżniają się, ale tylko w Premier League. Jeśli Crouch, Heskey i Defoe to najlepsi napastnicy angielscy, a Milner to najlepszy prawoskrzydłowy z Wysp, to Anglicy nie mieli aż tak silnego składu, jak ogłaszali jeszcze na początku czerwca. Wprawdzie nawet ze średnich piłkarzy można stworzyć świetny zespół na miarę mistrza, ale jak już napisałem wyżej - Capello nie dał rady. Reasumując - jak głosi tytuł tego posta - futbol nie wróci do krainy, z której się wywodzi...
piątek, 25 czerwca 2010
Jak najmniej przegrać
Ostatnie mecze grupowe to zazwyczaj niezwykle ciekawe widowiska z tego względu, że zwykle 3 z 4 zespołów z grupy ciągle mają szansę na awans do fazy pucharowej. Nie ma wtedy miejsca na asekuracje, drużyny którym brakuje punktu lub bramki do awansu grają otarcie i ultraofensywnie, co cieszy oko każdego kibica. Walka trwa do ostatnich sekund, a takie mecze na długo zapadają w pamięć widza. Niestety jak napisałem kilka linijek wyżej - "zazwyczaj". Ostatnimi dniami obejrzałem dwa mecze drużyn walczących o awans i żadne ze spotkań nie było takie jak napisałem powyżej. Pierwsze to Argentyna - Grecja. Synowie Hellady powinni byli sobie żyły wypruwać, byleby tylko zachować cień szansy na awans. W równoległym meczu konkurująca z nimi Korea też nie mogła być pewna awansu. Co więc zrobili Grecy? Postanowili jak najmniej z Argentyną przegrać... Nie od dziś wiadomo, że Grecy potrafią grać defensywnie i zadowalać się przypadkowymi zwycięstwami 1:0, ale w takiej sytuacji mogliby chociaż spróbować.
Drugi taki mecz to Agnlia - Słowenia. Zawiedli Ci ostatni. Zamiast zagwarantować sobie awans choćby remisem, postanowili nisko przegrać i liczyć na kłopoty Amerykanów w meczu równoległym. Przeliczyli się i 5 sekund po tym, jak skończył się ich mecz z Anglią, dowiedzieli się, że Jankesi właśnie co wbili gola Algierczykom. W ogóle nie jest mi żal Słoweńców. Sami sobie na to zasłużyli.
Efekt jest więc taki, że dwie bojaźliwe drużyny z turnieju odpadły. I jest to zdecydowanie sprawiedliwe, bo po co mielibyśmy oglądać bojaźliwe drużyny w fazie pucharowej?
Drugi taki mecz to Agnlia - Słowenia. Zawiedli Ci ostatni. Zamiast zagwarantować sobie awans choćby remisem, postanowili nisko przegrać i liczyć na kłopoty Amerykanów w meczu równoległym. Przeliczyli się i 5 sekund po tym, jak skończył się ich mecz z Anglią, dowiedzieli się, że Jankesi właśnie co wbili gola Algierczykom. W ogóle nie jest mi żal Słoweńców. Sami sobie na to zasłużyli.
Efekt jest więc taki, że dwie bojaźliwe drużyny z turnieju odpadły. I jest to zdecydowanie sprawiedliwe, bo po co mielibyśmy oglądać bojaźliwe drużyny w fazie pucharowej?
piątek, 18 czerwca 2010
Trójkolorowa powtóka z 2002 roku
Wygląda na to, że Francuzi powtórzą swój wyczyn sprzed 8 lat, czyli zajmą ostatnie miejsce w grupie i nie strzelą nawet jednego gola. Przykład Francji pokazuje, ile w futbolu (i w ogóle grach zespołowych) liczy się drużyna, a nie pojedynczy piłkarze. Kadrę trójkolorwych zasilają gracze na codzień występujący w najlepszych angielskich, francuskich czy niemieckich. A mimo to, obsadzeni w jednej drużynie, nie potrafią strzelić jednego choćby gola Urugwajowi czy Meksykowi. Cała Francja zapewne szybko znajdzie sobie kozła ofiarnego w postaci Raymonda Domenecha. Nie chcę go bronić, bo jestem zdania, że trenerem jest kiepskim, ale umówmy się - jedenastu bardzo dobrych piłkarzy powinno strzelić jednego gola przeciętnym drużynom nawet i bez trenera. Moim zdaniem kiepska postawa Francuzów to efekt ich kłótni i sprzeczek. Rzadko kiedy drużyny, których zawodnicy są ze sobą skłóceni, są w stanie odnosić sukcesy. Powód jest prosty - więcej energii skupiają na walce ze sobą/trenerem niż na ograniu przeciwnika
czwartek, 17 czerwca 2010
Jak wyciszyć wuwuzele?
Dziennikarze, piłkarze, europejscy kibice, widzowie przed tv - wszyscy narzekają na niemilknący i przeraźliwy dźwięk przedmuchiwanych wuwuzeli. Doprowadziło to do sytuacji, że pewien inżynier z Monachium postanowił stworzyć komputerowy filtr anywuwuzelowy. Na ile skuteczne jest to rozwiązanie - nie mam pojęcia. Moim zdaniem w lepszy sposób z hałasem wuwuzeli radzi sobie propozycja nie-inżyniera z małego kraju w Ameryce Południowej. Pan Forlan potrafi sprawić, że kilkadziesiąt tysięcy tych południowoafrykańskich trąbek milknie w sekundę. Rozwiązanie nie jest może innowacyjne. Polega ono na strzeleniu gola gospodarzom. Jeśli oglądaliście wczorajszy mecz RPA - Urugwaj to z pewnością też doceniliście ten błogi moment ciszy...
środa, 16 czerwca 2010
La Scala, czyli teatr włoski
Wiadomo, że Włosi są Mistrzami Świata. Mam jednak na myśli udawanie kontuzji po rzekomych faulach przeciwników. Klasyczny przykład to De Rossi w meczu z Paragwajem. Biegnąc do kontry na 20-tym metrze od bramki ni z tego ni z owego padł jakby został rażony paralizatorem przez Carabinieri.
Przez następne 2 minuty zwijał się z bólu, ale jak wykazały powtórki telewizyjne De Rossiego w tej akcji nie dotknął żaden z obrońców. Włoch sprytnie upadł w tym momencie, gdy obok niego przebiegał Paragwajczyk. Nie wiem jakim cudem na ten teatralny spektakl nie dał nabrać się sędzia - duży plus dla niego. Żeby ocenić wyczyn De Rossiego musiałbym użyć właściwie samych obraźliwych słów, ale jako że obiecałem sobie nie przeklinać na tym blogu, to zmuszony jestem nie powiedzieć nic. Akcja De Rossiego przypomniała mi o pewnej śmiesznej reklamie turnieju Euro2004. Spot przedstawia nakręcony z ukrytej kamery trening Włochów. Azzuri trenują rzecz jasna teatralne upadki i udawanie kontuzji. Do dziś zastanawiam się, czy to reklama czy fragment rzeczywistego treningu Włochów. De Rossi każe myśleć, że raczej to drugie...
Przez następne 2 minuty zwijał się z bólu, ale jak wykazały powtórki telewizyjne De Rossiego w tej akcji nie dotknął żaden z obrońców. Włoch sprytnie upadł w tym momencie, gdy obok niego przebiegał Paragwajczyk. Nie wiem jakim cudem na ten teatralny spektakl nie dał nabrać się sędzia - duży plus dla niego. Żeby ocenić wyczyn De Rossiego musiałbym użyć właściwie samych obraźliwych słów, ale jako że obiecałem sobie nie przeklinać na tym blogu, to zmuszony jestem nie powiedzieć nic. Akcja De Rossiego przypomniała mi o pewnej śmiesznej reklamie turnieju Euro2004. Spot przedstawia nakręcony z ukrytej kamery trening Włochów. Azzuri trenują rzecz jasna teatralne upadki i udawanie kontuzji. Do dziś zastanawiam się, czy to reklama czy fragment rzeczywistego treningu Włochów. De Rossi każe myśleć, że raczej to drugie...
wtorek, 15 czerwca 2010
Najlepiej opłacanym piłkarzem będzie bramkarz Anglii?
Kiksy angielskich bramkarzy powoli stają się tradycją (David Seaman, Paul Robinson, Scott Carson, a od soboty Robert Green). Być może to jakaś klątwa? Jak tak dalej pójdzie, to obsadzenie pozycji bramkarza w reprezentacji Anglii będzie nie lada problemem. Nie dlatego, że na wyspach brakuje wartościowych na tę pozycję zawodników, ale dlatego, że żaden normalny piłkarz nie będzie chciał się wystawić na pewne ośmieszenie i pewny wpis do CV pokroju "w roku 2012 na ME w Polsce przydarzył mi gigantyczny babol, który wyeliminował mój kraj z turnieju". A klątwa nie oszczędza nikogo i daje znać o sobie w najważniejszych meczach...Poza samym ośmieszeniem bramkarzy odstraszy też, czyhająca na tego typu babole, Loża Krytyków, czyli 51 mln mieszkańców Anglii. Wobec powyższych można zaryzykować stwierdzenie, że skoro chętnych do pracy między słupkami drużyny narodowej Albionu nie będzie, to trzeba będzie ich skusić tym co tygrysy lubią najbardziej - kasą. I w ten sposób praca ta z miejsca stanie się najlepiej opłacanym zawodem. Kończę i lecę poćwiczyć łapanie piłki i obronę rzutów karnych...
niedziela, 13 czerwca 2010
Komentarz meczu Anglia - USA
Tak jak kibicom angielskim telewizja ITV w czasie transmisji zafundowała nieoczekiwaną przerwę w relacji, podobnie kibicom polskim z powodu burzy nie dane było obejrzeć całego meczu. Nie mam o to pretensji - zdarza się. Ale na taką ewentualność powinien być przygotowany komentator. A ten całą sytuacją nie wydawał się za bardzo przejmować. Poza powtarzaniem "Wiem, że Państwo teraz nie mają obrazu bo nad Warszawą przechodzą burze" nie zrobił nic, aby przybliżyć wyczekującym przed tv kibiciom sytuację na boisku. Coraz intensywniejsze i szybsze krzyczenie np. "Rooney! Rooooney!! Rooooney!!!" tylko potęgowało moją irytację. Taki komentarz jest ok, jak kibic widzi mecz i komentator chce tylko ubarwić relację, podkręcić emocje. Ale gdy wizji brak - efekt jest wg mnie fatalny. W takich momentach przydałby się przejść na "komentarz radiowy" a la Tomasz Zimoch. Zamiast krzyczeć "Rooney!" można by spróbować jak najbardziej obrazowo przedstawić słuchaczowi sytuację na boisku (np. "Rooney oddaje strzał, który bramkarz wybija przed siebie, Rooney dobija, ale piłka wychodzi na róg").
A propos komentatorów to nie można nie wspomnieć o Włodzimierzu Lubańskim, etatowym komentatorem na Mundial w RPA dla TVP. W pierwszym meczu wykazał się dużą niewiedzą na temat spalonego (nieuznany gol dla Meksyku), a w innych jego wypowiedzi są sztampowe, mało ciekawe i nic nie wnoszące do relacji. Trzeba się będzie przemęczyć z tym Lubańskim...
A propos komentatorów to nie można nie wspomnieć o Włodzimierzu Lubańskim, etatowym komentatorem na Mundial w RPA dla TVP. W pierwszym meczu wykazał się dużą niewiedzą na temat spalonego (nieuznany gol dla Meksyku), a w innych jego wypowiedzi są sztampowe, mało ciekawe i nic nie wnoszące do relacji. Trzeba się będzie przemęczyć z tym Lubańskim...
Dzień2 - Niewiele lepiej, ale lepiej
Dzień2 zaczął się od mało ciekawego meczu Korei Płd. z Grecją. Był tak porywający, jak lektura "Nad Niemnem". Do dziś nie potrafię zrozumieć jak Grecy 6 lat temu zdobyli Mistrzostwo Europy. Limit szczęścia od tego czasu im się wyczerpał i nie potrafią już nawet zremisować z Koreą. Podobne baty od "mikroprocesorów" (M.Daniec) dostaliśmy my, Polacy, na otwarcie Mundialu 2002.
W sztabie Argentyny są fizjolodzy, masażyści, kucharze, ale nie ma okulisty. I dlatego wygrana z Nigerią była najskromniejsza z możliwych. Higuain i Messi zmarnowali tyle okazji, że gdyby zaprezentowali się podobnie na moim boisku z dzieciństwa, to zostali by z miejsca ochrzczeni mianem "zezoli" i wybierani jako ostatni do składów drużyn podwórkowych. Messi jako najlepszy piłkarz Świata nie może takich okazji jak z meczu z Nigerią marnować. Widać było, że bardzo chciał, ale chęciami to polska reprezentacja jest wybrukowana. Cieszę się, że nie było po Messim widać zmęczenia sezonu, o czym wspominał w prasie Maradona.
W meczu Jankesów i Albiończyków typowałem remis. Ale 2:2, a nie 1:1. Był to tak naprawdę pierwszy szybki i dynamiczny mecz Mundialu. Obu drużynom zależało na wygranej i potwierdzili to na boisku. Fajnie, że Amerykanie nie wystraszyli się Anglii. Momentami byli tak odważni, że można było odnieść wrażenie, że stosują krycie jak w koszykówce "każdy swego". Zaowocowało to kilkoma groźnymi akcjami Anglików. Dużo wiatru w meczu narobili skrzydłowi jednej i drugiej drużyny, siejąc zagrożenie. Zaskoczyło mnie przygotowanie szybkościowe skrzydłowych amerykańskich. Byli piekielnie szybcy. Babol bramkarza Greena zasługuje na osobną notkę... :)
W sztabie Argentyny są fizjolodzy, masażyści, kucharze, ale nie ma okulisty. I dlatego wygrana z Nigerią była najskromniejsza z możliwych. Higuain i Messi zmarnowali tyle okazji, że gdyby zaprezentowali się podobnie na moim boisku z dzieciństwa, to zostali by z miejsca ochrzczeni mianem "zezoli" i wybierani jako ostatni do składów drużyn podwórkowych. Messi jako najlepszy piłkarz Świata nie może takich okazji jak z meczu z Nigerią marnować. Widać było, że bardzo chciał, ale chęciami to polska reprezentacja jest wybrukowana. Cieszę się, że nie było po Messim widać zmęczenia sezonu, o czym wspominał w prasie Maradona.
W meczu Jankesów i Albiończyków typowałem remis. Ale 2:2, a nie 1:1. Był to tak naprawdę pierwszy szybki i dynamiczny mecz Mundialu. Obu drużynom zależało na wygranej i potwierdzili to na boisku. Fajnie, że Amerykanie nie wystraszyli się Anglii. Momentami byli tak odważni, że można było odnieść wrażenie, że stosują krycie jak w koszykówce "każdy swego". Zaowocowało to kilkoma groźnymi akcjami Anglików. Dużo wiatru w meczu narobili skrzydłowi jednej i drugiej drużyny, siejąc zagrożenie. Zaskoczyło mnie przygotowanie szybkościowe skrzydłowych amerykańskich. Byli piekielnie szybcy. Babol bramkarza Greena zasługuje na osobną notkę... :)
sobota, 12 czerwca 2010
Dzień1 - tylko dwa gole
Dzień1 Mistrzostw za nami. W dwóch meczach dwa remisy i w sumie tylko dwa gole. Z czego jeden (RPA) sporej urody.
Pierwsza połowa meczu Franacja - Urugwaj zapowiadała ciekawe widowisko. Szybki, techniczny futbol mógł się podobać. Urugwaj wywarł na mnie wrażenie grą obronną. Znakomicie zagęszczali pole gry, szczególnie boczne korytarze boiska, w których królować miał Ribery. Myślę, że Urugwaj może jeszcze na tych mistrzostwach sporo namieszać (np. dojść do ćwierćfinału). Ale najpierw muszą popracować nad wariantami ofensywnymi, wszystko inne już mają (szybkość, technika, kondycja). Sporego wyczynu w meczu dokonał 21-letni Lodeiro. Młody Urugwajczyk na boisko wszedł w 65.minucie i w ciągu 16 minut uzbierał dwie żółte kartki. W efekcie wyleciał z boiska, a schodząc do szatni na przedwczesny prysznic trzymał się za głowę zapewne myśląc sobie "co ja narobiłem?".
Ma teraz przechlapane, bo będzie pauzować 2 mecze i nawet jeśli Urugwaj dostanie się do ćwierćfinału to wątpliwe, że trener ponownie na niego postawi. Czyli dla chłopaka Mundial się praktycznie rzecz biorą skończył. Jeśli chodzi o Francję to zawiodła i to bardzo. Ale nie ma się co dziwić skoro drużyna jest ponoć skłócona i nie ufa trenerowi. Nie zachwycił "mały Zidane" czyli Gourcuff, który typowany jest na następcę wielkiego Zizou. Zobaczymy jak zaprezentuje się w kolejnych meczach.
Pierwsza połowa meczu Franacja - Urugwaj zapowiadała ciekawe widowisko. Szybki, techniczny futbol mógł się podobać. Urugwaj wywarł na mnie wrażenie grą obronną. Znakomicie zagęszczali pole gry, szczególnie boczne korytarze boiska, w których królować miał Ribery. Myślę, że Urugwaj może jeszcze na tych mistrzostwach sporo namieszać (np. dojść do ćwierćfinału). Ale najpierw muszą popracować nad wariantami ofensywnymi, wszystko inne już mają (szybkość, technika, kondycja). Sporego wyczynu w meczu dokonał 21-letni Lodeiro. Młody Urugwajczyk na boisko wszedł w 65.minucie i w ciągu 16 minut uzbierał dwie żółte kartki. W efekcie wyleciał z boiska, a schodząc do szatni na przedwczesny prysznic trzymał się za głowę zapewne myśląc sobie "co ja narobiłem?".
Ma teraz przechlapane, bo będzie pauzować 2 mecze i nawet jeśli Urugwaj dostanie się do ćwierćfinału to wątpliwe, że trener ponownie na niego postawi. Czyli dla chłopaka Mundial się praktycznie rzecz biorą skończył. Jeśli chodzi o Francję to zawiodła i to bardzo. Ale nie ma się co dziwić skoro drużyna jest ponoć skłócona i nie ufa trenerowi. Nie zachwycił "mały Zidane" czyli Gourcuff, który typowany jest na następcę wielkiego Zizou. Zobaczymy jak zaprezentuje się w kolejnych meczach.
piątek, 11 czerwca 2010
No i się zaczęło
Ceremonii otwarcia niestety nie widziałem. Może obejrzę powtórkę w wolnej chwili, choć "wolnych chwil" w nadchodzącym miesiącu będzie niewiele. Pierwszy mecz Mundialu pomiędzy RPA a Meksykiem nie był porywającym widowiskiem. Przed spotkaniem obstawiałem, że Meksyk wygra 2:1. Skończyło się jednak na jednobramkowym remisie. Niespodzianką było dla mnie pojawienie się na boisku 37-letniego Blanco. Nieźle się zestarzał od czasu Mundialu we Francji, gdzie zobaczyłem go po raz pierwszy. Nie wiedziałem, że on ciągle gra w reprezentacji. A zapomnieć go nie sposób z powodu jego firmowej kiwki, po raz pierwszy zaprezentowanej właśnie we Francji w roku 1998.
Poniżej filmik szkoleniowy dla chętnych do nauczenia się triku Blanco:
Poniżej filmik szkoleniowy dla chętnych do nauczenia się triku Blanco:
Bez seksu RPA nie wygra Mundialu
Benny McCarthy został usunięty ze składu RPA za sprowadzenie do hotelu, gdzie zgrupowana była cała drużyna narodowa, prostytutki.Decyzję o usunięciu podjął trener reprezentacji. Należy zadać sobie pytanie, czy aby Carlos Alberto Pereira nie chce ponownie zdobyć Mistrzostwa Świata, jak przed 16-oma laty z Brazylią??? Nie dalej niż 2 dni temu prasę obiegł wywiad z obrońcą Branco, który był filarem ówczesnej reprezentacji Brazylii pod wodzą Pereiry. Piłkarz przyznał w nim otwarcie, że w zdobyciu Pucharu Świata pomógł im...seks. Twierdzi on że gdyby brazylijczykom nie zezwolono na Mundialu w USA na intymne kontakty z żonami/partnerkami, to sukcesu nie udałoby się osiągnąć. I właśnie ten wywiad zapewne przeczytał Benny McCarthy, z tymże zrozumiał go najwidoczniej trochę opacznie. Nie czekając na niczyje pozwolenie, postanowił tuż przed rozpoczęcięm Mundialu naużywać seksu ile się da, by udanie zaprezentować się w meczu otwarcia. Biedny chłop musi być w ciężkim szoku i nie za bardzo rozumie, o co się go czepiają. No bo jak to - on sobie flaki wypruwa, nie śpi po nocach, wydaje pieniądze z własnej kieszeni, by zapewnić sukces swej drużynie i nagle zostaje z drużyny wykopany...?
czwartek, 10 czerwca 2010
Oficjalnym hymnem MŚ 2010 w RPA jest piosenka Shakiry pt. "Waka Waka". Hymn ten różni się od pozostałych dotychczasowych piosenek towarzyszących Mistrzostwom Świata czy Europy tym, że jest w pakiecie z choreografią. Mowa tu o tańcu Waka Waka, wymyślonym specjalnie na okazję Mundialu. Jak łatwo się domyślić, pląsy są w stylu afrykańskim, a kroki na tyle łatwe, by szybko podchwycił je nawet chwiejący się na nogach kibic Albionu.
Poniżej filmik promujący taniec Waka Waka wraz z akcją charytatywną "1Goal - Education for all". Trzeba przyznać, że klip jest niezwykle optymistyczny - miło ogląda się ludzi z całego świata pokracznie próbujących powtórzyć układ Waka Waka.
Ciekawostka: Podczas świętowania zdobycia Mistrzostwa Hiszpanii (po meczu z Valladolid) taniec Waka Waka odtańczył Dani Alves. Kolegów z drużyny do wspólnego tańca nie udało mu się jednak zaprosić.
Poniżej filmik promujący taniec Waka Waka wraz z akcją charytatywną "1Goal - Education for all". Trzeba przyznać, że klip jest niezwykle optymistyczny - miło ogląda się ludzi z całego świata pokracznie próbujących powtórzyć układ Waka Waka.
Ciekawostka: Podczas świętowania zdobycia Mistrzostwa Hiszpanii (po meczu z Valladolid) taniec Waka Waka odtańczył Dani Alves. Kolegów z drużyny do wspólnego tańca nie udało mu się jednak zaprosić.
Pożegnanie z żoną
Żona od jakiegoś czasu żyje w świadomości, że Mundiale przestały mnie obchodzić i że nie będę nałogowo oglądał wszystkich meczów. Nie wiem co kazało jej tak myśleć, ale bidulka jest w błędzie. Jak dotąd nie powiedziałem jej, że najbliższy miesiąc to będzie ciężki okres dla naszego małżeństwa, a pożytek z męża będzie w tym czasie mizerny. W końcu trzy mecze dziennie to plus minus 6 godzin wyjętych z życia - a więc praktycznie całe popołudnie (nie licząc przerw na siku i jedzenie). Bądź co bądź jestem jednak optymistą i wierzę że najlepsza z żon (copyright by L.Talko) zrozumie zaistniałą sytuację i będzie w stanie zorganizować sobie czas beze mnie. A jeśli nie to może uda się ją udobruchać tańcem WAKA WAKA, o czym szerzej w następnej notce.
A co z Waszymi żonami/partnerkami? Myślicie, że wykażą się wyrozumiałością?
A co z Waszymi żonami/partnerkami? Myślicie, że wykażą się wyrozumiałością?
Koniec wielkiego odliczania
Czas oczekiwania na wielkie piłkarskie święto dobiega końca. Za nieco więcej niż 24h będziemy świadkami ceremonii otwarcia, a zaraz po niej pierwszego w ramach Mundialu meczu: RPA kontra Meksyk. Prawdopodobnie nie będzie to spotkanie na wysokim poziomie i gdyby nie to, że to Mundial, to raczej bym go nie obejrzał. No ale Mundial to Mundial. Tu każdy mecz jest wyjątkowy, jest jak święto. To tu każdy szczególny moment zapadnie nam głęboko w pamięci i po latach będziemy go wspominać opowiadając wnukom co to się wydarzyło w RPA w roku 2010. Czy ktoś z Was pamięta jakąkolwiek porażkę reprezentacji w Francji w eliminacjach do MŚ lub ME? Założę się, że niewielu. Ale porażkę z Senegalem w pierwszy dzień Mistrozstw Świata w roku 2002 już chyba każdy (zakładając, że mieliście wówczas minimum 12 lat i interesujecie się piłką nożną). To jest właśnie ta magia Mundialu. To dlatego każdy piłkarz chce tak bardzo wziąć w nim udział. Bo wszystko to czego tu dokona, zapisze się w historii futbolu pogrubioną czcionką.
Niech więc się już ten Mundial zacznie !
Niech więc się już ten Mundial zacznie !
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
